Kreda jeziorna, czyli przemysłowy potencjał pospolitego surowca
Kreda jeziorna to nieco niedoceniany surowiec, którego ciekawe własności warte są jednak przypomnienia. O interesujących zastosowaniach kredy oraz problemach z zagospodarowaniem złóż rozmawiamy z profesorem Uniwersytetu Warszawskiego Ryszardem Sałacińskim.
- Kreda to pojęcie bardzo szerokie. W Bilansie kopalin, sporządzanym corocznie przez Państwowy Instytut Geologiczny, w jednej grupie znajdują się kreda jeziorna i pisząca. Niby więc to samo, ale jednak są różnice. Cóż to za surowiec kreda jeziorna i czym różni się od powszechnie znanej kredy piszącej?
Kreda jeziorna i kreda pisząca – to zupełnie nie to samo. Mają jedną cechę wspólną – są zbudowane z węglanu wapnia. Kreda jeziorna to nieskonsolidowany osad powstały w środowisku lądowym (zbiorników słodkowodnych), gromadzący części mineralne, przede wszystkim węglan wapnia utworzony w wyniku rozpuszczenia i strącania substancji wchodzących w skład organizmów żywych, głównie roślinnych. W profilu pionowym warstw zarastającego zbiornika wodnego na dole znajduje się kreda jeziorna, natomiast nad nią – części organiczne, namuły, które mogą przechodzić w torf.
Kreda pisząca jest utworem morskim, zbudowanym z węglanu wapnia pochodzącego głównie z glonów i mikrofauny, np. otwornic. Powstała znacznie dawniej, w Kredzie i od momentu nagromadzenia osadu przeszła procesy diagenezy i kompakcji oraz różne przemiany chemiczne. Jest to skała skonsolidowana. Czy z czasem kreda jeziorna może uzyskać takie parametry jak kreda pisząca? – trudno jednoznacznie określić.
Tak przy okazji, pojęcie ”kreda pisząca” ma niewiele wspólnego z kredą używaną w szkole. Do pisania na tablicy w szkole używa się dziś prasowanego gipsu.
Czyli zasadnicza różnica: w kredzie piszącej mamy zlityfikowane szczątki organiczne – skorupki, zbudowane z minerału (kalcytu lub aragonitu), natomiast w kredzie jeziornej – koncentracje bezpostaciowego węglanu wapnia, które nie są nagromadzeniem szczątków organizmów żywych. To jest wytrącanie nadmiaru węglanu wapnia, znajdującego się w wodzie w ilości przekraczającej możliwość rozpuszczania. I najczęściej ów węglan wapnia wytrąca się w formie żelu, czyli właśnie bezpostaciowej. Jeżeli jezioro jest całkiem zarośnięte, poziom wody się obniżył i kreda występuje nieco wyżej, a wywierany jest na nią jakiś nacisk, na przykład jest droga, wówczas kreda… może nie płynie, ale wykazuje pewien spływ, uruchamia się i nie tyle wylewa, ile ”wkracza” na tereny otaczające.
Kreda jeziorna to nie tylko utwór powstający współcześnie, powstawał również i dawniej, jeśli zaistniały odpowiednie warunki sedymentacji – zarastające zbiorniki słodkowodne. Osady składane współcześnie, to nagromadzenia kredy jeziornej holoceńskiej. Mamy też kredę jeziorną trzeciorzędową i to już jest osad kopalny. Czym się różnią? Makroskopowo kreda holoceńska to utwór biały lub jasnoszary, bardzo miękki. Kreda trzeciorzędowa, na przykład z Bełchatowa, jest zanieczyszczona organiką pochodzącą z węgla brunatnego, z którym współwystępuje – wygląda jak szara, ciemnoszara gleba. Wobec tego musi zawierać nawet do kilku procent substancji organicznej. Różnice są istotne, przy czym najważniejszy jest tutaj nie wiek, tylko kontekst geologiczny, w którym kreda się znajduje. Kreda holoceńska występuje na powierzchni lub pod niewielkim przykryciem torfu. Można do niej dotrzeć wykonując wyrobisko wgłębne, tzn. usuwając torf. Jeżeli torf był wymyty albo wyeksploatowany, mamy dostęp do kredy jeziornej holoceńskiej bezpośrednio. Kreda trzeciorzędowa natomiast występuje w niewielkich soczewkach, w materiale ponad węglem oraz tworzy przewarstwienia w samym węglu. Są one na różnych głębokościach, dochodzących nawet do stu metrów poniżej poziomu terenu.
- Kreda jeziorna występuje często z innymi cennymi surowcami, w różnej formie. Gdzie w Polsce są jej nagromadzenia? Czy częściej eksploatowane są wychodnie samej kredy czy raczej wydobywa się ją „przy okazji”?
Jeziora, w których współcześnie może powstawać kreda, występują w Polsce przede wszystkim na północy. Skupienia holoceńskiej kredy koncentrują się więc w tej części kraju i są raczej małe, lokalne. Natomiast kreda jeziorna trzeciorzędowa występuje w dużych nagromadzeniach związanych z węglem, gdzie jej ilość, wybierana przy okazji zdejmowania nadkładu lub z przewarstwień węgla brunatnego, idzie w miliony ton rocznie. Jest to zupełnie inna skala problemu, jeżeli chodzi o pozyskiwanie, w przypadku Bełchatowa problemem jest wręcz zagospodarowanie takiej ilości kredy.
- Czy kreda trzeciorzędowa jest jakkolwiek wykorzystywana?
Tak, oczywiście, tyle że możliwość zagospodarowania jest nieporównywalnie mniejsza od ilości kopaliny na składowiskach. Kopalnia Bełchatów próbuje ją zagospodarować i produkuje mieszanki nawozowe “Eco-calcium” – z węglem brunatnym. Są one szczególnie korzystne dla gleb lekkich, bo wprowadzenie do nich dodatku węgla brunatnego stabilizuje bilans wód opadowych w glebie, a jednocześnie kreda dostarcza bioelementów potrzebnych do upraw. Natomiast sama kreda może służyć również do wapnowana gleb, bez względu na ich skład. Wpływa korzystnie na gleby zakwaszone, zmieniając ich pH.
Węglan wapnia używany do wapnowania gleb, pochodzi z różnych skał i utworów. Często jest używany zmielony wapień lub odpady poprodukcyjne z zakładów, w których eksploatuje i kruszy się wapień. A jeżeli jest to wapień dolomityczny, to mamy dwa w jednym – wapń i magnez.
Jeśli jednak spojrzymy na sprawę z punktu widzenia ekonomii, to w przypadku litych skał jest to produkt uboczny powstający przy przetwarzaniu, czy kruszeniu, uzyskiwany w ograniczonej ilości. Poza tym jest to skała zwięzła, więc jej aktywność, nawet po zmieleniu na drobno, jest nieporównywalnie mniejsza od kredy jeziornej, której agregaty mają wielkość od niemalże koloidalnych do bardzo drobnoziarnistych. Powierzchnia aktywna, która decyduje o szybkości i intensywności reakcji, w przypadku kredy jeziornej jest więc dużo większa niż przy odpadach węglanowych. W związku z tym oczekiwany rezultat zastosowania kredy jeziornej jest dużo szybszy, a przy wapieniach – rozłożony w czasie.
Niemal każde wapienie, zawierają mniejsze lub większe domieszki krzemionki – składnika obojętnego dla rolnictwa. Natomiast kreda jeziorna ma zwykle dziewięćdziesiąt kilka procent węglanu wapnia, czyli domieszek, składników mineralnych, które nie będą brały udziału w reakcji, jest tutaj niewiele. Zatem, na dobrą sprawę, można ją bez obróbki rozrzucać na pola.
- Czy zatem można powiedzieć że kreda jest w Polsce szeroko wydobywanym surowcem?
Nie, raczej nie.
- A czy w Polsce, jeśli chodzi o nawozy, odchodzi się od używania kredy?
To był środek, powiedzmy sobie, doraźny, tak mi się wydaje. Jeżeli z różnych powodów jakiś obszar był zakwaszony i wymagał specjalnych zabiegów agrotechnicznych, wtedy brano to, co było dostępne. Mógł być to mielony dolomit, wapień dolomityczny, wapień – rozrzucano go żeby zmienić pH glebowe. Ogólnie wydaje mi się, że w Polsce udział gleb zakwaszonych jest duży z tego względu, że większość z nich jest rozwinięta na utworach polodowcowych, z udziałem piasku – kruszyw, ale i iłów. To są wszystko krzemiany, w których znaczny udział ma również glin. Znaczna część gleb zakwaszonych znajduje się wokół aglomeracji przemysłowych, czy miejskich – pochodzenie tego zakwaszenia jest więc antropogeniczne. W tym przypadku trzeba podejmować zabiegi rekultywacyjne, na mniejszym bądź większym obszarze.
Klasycznym takim obszarem był rejon Tarnobrzega, gdzie stosowano otworową eksploatację siarki. Ze względu na losowe przypadki, zdarzało się często, że duża ilość siarki wytapianej ze złoża wydostawała się na powierzchnię i rozlewała, silnie zanieczyszczając glebę siarką. Ilość węglanu wapnia, nie kredy jeziornej, ale czystego węglanu wapnia, która była sypana na jednostkę powierzchni sięgała nawet kilku ton. To są olbrzymie ilości. Pewne właściwości odkwaszające mają również nawozy sztuczne używane dziś przez rolników częściej.
Byłbym daleki od stwierdzenia, że wapnowanie gleb zalecane przez służby agrotechniczne, jest czynnością powszechnie stosowaną w Polsce. Tam gdzie jest wybitna potrzeba: gleby lekkie zakwaszone, wtedy się wapnuje. Natomiast powszechnie? Chyba umiarkowanie. Sądzę, że robi się to głównie gdy trzeba zrekultywować obszary przemysłowe, czy w przypadku klęski ekologicznej, wywołanej przez dostanie się do gleby szkodliwych związków. Proszę pamiętać, że do wapnowania potrzebna jest olbrzymia ilość tej substancji, a to są koszty, związane m.in. z transportem, co podraża cenę końcowego produktu dla rolnika.
- A czy zmieniające się przepisy – zlikwidowane dopłaty do wydobycia i transportu nawozów wapniowych – zmniejszyły wydobycie?
Dopłaty z pewnością napędzały zapotrzebowanie. Ich zniesienie jednak, nie zmniejszyło raczej wydobycia kredy jeziornej trzeciorzędowej w Bełchatowie, bo jego wielkość jest warunkowana w sposób naturalny. Po prostu, żeby dostać się do złoża węgla brunatnego trzeba zdjąć nadkład, czy przewarstwienia skał płonnych i zdejmuje się to niezależnie od tego, co to jest. Duża część kopalń węgla brunatnego zdejmuje nadkład „jak leci”, czyli urabia go i hałduje – to jest mieszanina wszystkiego. Można jednak zdejmować nadkład selektywnie. Niestety to wydłuża czas i podnosi koszty eksploatacji. Zazwyczaj materiału jest tyle, że nie sposób go zdjąć w całości selektywnie, ale można pozyskać przynajmniej jakościowo najlepsze koncentracje. Tymczasem co się z nimi robi najczęściej? – hałduje się je.
Ważną sprawą jest, czy będziemy mieli politykę sprzyjającą optymalnemu zagospodarowaniu kopalin. Teoretycznie mamy racjonalną gospodarkę i kompleksowe wykorzystanie kopalin towarzyszących określone w zapisach Prawa geologicznego i górniczego, ale są one jedynie obciążeniem dla zakładów górniczych. Tylko niektóre kopalnie starają się coś w tym kierunku robić. Przykładem takim jest Bełchatów. Problem polega na tym, że zysk dla kopalni, ze sprzedaży tego surowca, w porównaniu do rozrachunków dotyczących węgla brunatnego, to jest drobna kwota. Nie wiem jak to wygląda obecnie, ale w czasie gdy prowadziliśmy badania technologiczne kredy jeziornej z Bełchatowa, za tonę kredy do celów rolniczych odbiorca płacił około czterech złotych, natomiast do celów nierolniczych – kilkanaście złotych.
Moim zdaniem likwidacja tej dotacji nie zmieniła wielkości wydobycia bo celem zdejmowania nadkładu i przewarstwień było dotarcie do węgla. I nie ważne są tu dotacje, materiał musi być usunięty znad złoża. Jeżeli znajdzie się kupiec – tym lepiej, jeżeli nie – zostanie zhałdowany.
- Może dopłaty te były istotniejsze dla rolników?
Tak, z pewnością. Natomiast jeszcze przed nowelizacją Prawa geologicznego i górniczego z 2001 roku, zakłady górnicze miały możliwość uzyskania w Ministerstwie Środowiska ulgi w opłacie eksploatacyjnej, jeżeli kopalnia wykazała, że podejmuje działania proekologiczne, na przykład selektywną eksploatację. Ale było lobby, które się temu przeciwstawiało i zlikwidowano również te dopłaty. Wobec tego zakłady górnicze nie mają żadnej motywacji finansowej, żeby stosować selektywną eksploatację.
- Wspomniał pan o badaniach przeprowadzanych jakiś czas temu, związanych z kredą jeziorną. Do czego próbowaliście kredę zastosować? Jakiego rodzaju technologie opracowaliście?
Tak oczywiście, prowadzone były badania, nawet uzyskaliśmy patenty, zdobyliśmy medale na targach w Paryżu i Brukseli. Używaliśmy kredy jeziornej, ze względu na jej właściwości: wysoką zawartość węglanu wapnia – jest to surowiec bardzo czysty, w porównaniu z innymi surowcami węglanowymi – i olbrzymią powierzchnię aktywną, a więc wysoką reaktywność. Dzięki jej zastosowaniu wszystkie procesy, które planowaliśmy w zasadzie natychmiast się uruchamiały. Gdybyśmy używali innych nośników wapnia, to albo nie wszystko by przereagowało, albo długo by trzeba było przeprowadzać proces, a przedłużanie procesu chemicznego to jest większe zużycie energii, sprzętu, co podraża badania. Opracowaliśmy dwie rzeczy, przy czym ja akurat tkwię tutaj, na Uniwersytecie, ale temat był zakotwiczony na Politechnice Warszawskiej, a kierownikiem zespołu był profesor Andrzej Szymański.
Pierwsza sprawa to opracowanie technologii syntezy wollastonitu. Jest to krzemian wapnia, którego złoża są bardzo rzadkie na świecie (przede wszystkim w Chinach, Ameryce Południowej, Ameryce Północnej, w Europie troszeczkę jest w Finlandii; dystrybucją w naszym rejonie zajmuje się chyba tylko Finlandia). Wollastonit, jako minerał, jest bardzo miękki, włóknisty, może stanowić substytut azbestu, a to dzisiaj bardzo się liczy. Od lat był również doceniany za bardzo niski współczynnik rozszerzalności cieplnej przy wypale mas ceramicznych. Dodatek wollastonitu do nich (nawet do 20-30%, jak wynikało z naszych badań) diametralnie zmniejsza ich skurczliwość, odkształcanie przy wypalaniu, a wobec tego możliwość deformacji. Zmniejsza więc ilość odpadów przy wypalaniu. To może być niezauważalne na produktach wielkogabarytowych, ale na wyrobach cienkościennych to natychmiast widać. Byłem kiedyś w Ćmielowie – fabryce porcelany założonej jeszcze w czasach napoleońskich – gdzie mają i tradycyjne, i bardzo nowoczesne linie produkcyjne. I w laboratorium zakładowym zapytałem czy mają wollastonit – no tak, mają. Długo szukali gdzieś na półce, w słoiczku znaleźli odrobinę, a do produkcji takiej ceramiki przecież trzeba byłoby zapewne setek kilogramów.
Czyli podsumowując wollastonit może służyć jako: substytut azbestu, środek przeciwkurczliwy, wypełniacz do farb i lakierów, wypełniacz do papieru (by papier był ładny, gładki, biały, zwłaszcza papier ozdobny, do masy celulozowej wtłacza się baryt, magnetyt, można wollastonit – białe minerały), również do różnych cementów. Czyli zastosowań jest mnóstwo. A jaka jest produkcja na świecie? Chiny gdzieś w latach 60.-70. produkowały ok. 60 000 ton, w latach 2006-2008, około 300 000 ton wollastonitu. Cena wollastonitu naturalnego waha się od 200 do 600 $ za tonę.
Myśmy podjęli próbę uzyskania wollastonitu z kredy z Bełchatowa. Drugim składnikiem eksperymentu, też odpadowym, był mułek chalcedonitowy (ze złoża Teofilów koło Inowłodza).
Ile to kosztuje? Pół tony mułku chalcedonitowego – powiedzmy 30 złotych, tona kredy jeziornej – niech będzie 20 złotych. Wstępny etap przeróbki kredy to kalcynacja – wyprażenie w temperaturze do 600oC – wtedy następuje rozpad węglanu wapnia – uwalnia się CO2 i zostaje CaO. Jednocześnie wypalone zostają części organiczne i otrzymujemy biały produkt. Z tony kredy po kalcynacji zostaje pół tony surowca CaO, dodajemy pół tony mułku chalcedonitowego. W sumie za tonę wsadu płacimy około 50 złotych. Dochodzi koszt przeróbki: wypał, w temperaturze w granicach 1050oC, linia technologiczna – prymitywna wręcz. Tym sposobem z 1 tony wsadu w zasadzie możemy uzyskać prawie 1 tonę syntetycznego wollastonitu. Jeżeli porównamy to z 200-300 $ za wollastonit naturalny niskiego gatunku, to łatwo policzyć czy to się opłaca…
Uzyskaliśmy też patent, z tym samym zespołem, na ceramizowane kompozyty nawozowe. Bazowaliśmy na surowcach odpadowych. To było moje zadanie jako geologa – wyszukać odpowiednie surowce. Potrzebowaliśmy iłów odpadowych (weźmy na przykład iły z kopalni Bełchatów, gdzie olbrzymią ich ilość składa się na hałdy). Do tego dodaliśmy pyły dymnicowe z elektrowni, kredę jeziorną i różne nośniki magnezu, typu magnezyt czy dolomit – pył odpadowy. To wszystko obrobiliśmy w wysokiej temperaturze (od 600oC do 700-800oC) – nastąpiła ceramizacja. Uzyskaliśmy granulowany materiał, który jest spęczniony, ma pewną wytrzymałość i może być używany jako nawóz, czy dodatek do nawozu. Poprawia on strukturę gleb, zwłaszcza tych lekkich, piaszczystych. Wypalanie iłów w tej temperaturze jest reakcją odwracalną, czyli jeżeli trafią one do gleby, do środowiska wód gruntowych, po pewnym czasie odbudują swoją strukturę i zamiast piasku będziemy mieć rozwinięty profil glebowy. To zupełnie zmienia dystrybucję wody w glebie – woda opadowa nie ucieka, tylko jest magazynowana. Wapń z kredy jeziornej, mikroelementy z pyłów dymnicowych – to cała gama substancji użyźniających. W ostatnim etapie dodawaliśmy jeszcze fosforowy nawóz sztuczny. W Polsce, co prawda, są fosforyty ale od kilkudziesięciu lat nieeksploatowane, więc nie ma źródeł odpadowych. Dodawaliśmy też szkło wodne potasowe żeby przy formowaniu granul polepszyć zlepianie mieszanki i wprowadzić potas. Można też byłoby dodać apatytów – dla dopełnienia kompozytów fosforem. Jednej rzeczy, której żadną miarą nie można było do nich wprowadzić, chyba że po wyprodukowaniu, był azot. Związki azotowe nie wytrzymują żadnej wysokiej temperatury, natychmiast ulegają rozkładowi i uciekają w powietrze.
- Co się dzieje teraz z tymi technologiami? Czy zostały wdrożone do przemysłu, czy są wykorzystywane?
W badaniach technologicznych w skali laboratoryjnej, które prowadziliśmy z Politechniką Warszawską doszliśmy do „ściany”. Dalej potrzebne jest sfinansowanie wykonania eksperymentów w skali półtechnicznej. W przypadku kompozytów nawozowych, na które mamy patent – potencjalni odbiorcy to w największym stopniu drobni inwestorzy, bardzo drobni nawet, dlatego że koszt pozyskania kredy jeziornej, chociażby z Bełchatowa, który musi tę kredę wybierać, hałdować, jest niski. Jednakże podstawowym składnikiem są tu iły o niskiej temperaturze topliwości. A ił iłowi nierówny. Tutaj iły muszą być niskotopliwe, żeby dawały spęcznienie i tworzyły granule w temperaturze 800oC. Znalazł się nawet ktoś, kto zdecydował, że zajmie się produkcją wdrożeniową – byliśmy zachwyceni – ale co z tego, jeżeli on dysponował złożem iłów typu kaolinowego. To jest przecież zupełnie inny materiał. Jeżeli masę kaolinową włożymy do pieca w temperaturze 800oC to nic się nie stanie, żadna reakcja nie zajdzie, ił nie ulegnie spęcznieniu.
- Czy prowadzi się dalej badania technologiczne, czy kreda jest ciekawym materiałem, którym nauka się interesuje?
Nie odpowiem, bo mogę mówić tylko o swoim ośrodku i ludziach, z którymi współpracowałem. Mój starszy kolega z Uniwersytetu Warszawskiego, profesor Ryszard Wyrwicki, który zajmował się szczegółowymi badaniami kredy niestety już nie żyje, a osoba, która z nim w tym zakresie współpracowała przestała się interesować kredą. Nasz zespół… niestety czas upływa i nie jesteśmy już gejzerami pomysłów, poza tym, że tak powiem, wypadliśmy z rozdzielnika. Już nie ma możliwości wprowadzenia naszych pomysłów do planu badań jednej czy drugiej jednostki.
Natomiast mi się wydaje, a bazuję tutaj na opinii prof. Wyrwickiego, że kreda jeziorna jest surowcem, nazwijmy to, powszechnie znanym – wszyscy wiedzą, że jest coś takiego. Ale co z nią zrobić? Wybieranie kredy z torfowisk, czy wyrobisk po torfowiskach dla celów agrotechnicznych to, ze względu na niewielkie zasoby, inicjatywy lokalne. Dystrybucja po całym kraju jest nieopłacalna. Zasoby mogą starczyć na bardzo długo tylko dla odbiorców miejscowych.
Zastosowanie do innych zaawansowanych technologii? Być może tak, gdyby, i tu pozwolę sobie pomarzyć, był jakiś koordynator badań naukowych w starym stylu, który rzeczywiście patrzyłby skrupulatnie na to, ile pieniędzy wyłożyć na różne badania i przy rozliczeniu nie oczekiwał, że badania natychmiast się zwrócą, że ich amortyzacja będzie w przeciągu dwóch lat, to wtedy temat kredy jeziornej jest do ruszenia. Natomiast dziś finansowanie nauki odbywa się na granty, a więc duże projekty, z gwarantowanym wynikiem pozytywnym, osiąganym w krótkim czasie, bo chodzi o to, żeby zaistnieć w publikacjach, książkach, a najlepiej na rynku zachodnim, liście filadelfijskiej itd. Nie widzę możliwości żeby „wyżywać się” nad opracowaniem technologii zastosowań kredy jeziornej i stworzyć z tego publikację na listę filadelfijską. To nie jest ta skala badań.
- Czyli na razie kreda jeziorna raczej nie jest w kręgu zainteresowań świata nauki? Czy jest szansa, że to się zmieni w najbliższym czasie?
Może kiedy zakończy się kryzys… Bo w tej chwili pieniędzy brakuje na realizację ważniejszych tematów, wobec tego nierozsądne jest występowanie z takimi pomysłami. Gdy zajmowaliśmy się wollastonitem w latach 90., zebrałem informacje, o planowanych, bodajże w Brazylii i Niemczech fabrykach syntetycznego wollastonitu, z docelową produkcją około 10 000 ton rocznie. Dziś można byłoby marzyć, że zainwestujemy w coś takiego tu, w Polsce. Tylko za jakie pieniądze, skąd?
A w dodatku technologia to jest jedno, produkcja to drugie, a trzecie to jest promocja, która u nas jest na poziomie zerowym. Pamiętam jak wprowadzano nawozy sztuczne – był silny opór ze strony rolników, absolutnie ich nie chciano. Stosowano różne środki przymusu, żeby nawozy sztuczne były odbierane. W tej chwili, rolnicy czy sadownicy raczej narzekają, że plony będą niskie, bo nie dowieziono na czas nawozów sztucznych. Ile to lat? – Mogę powiedzieć, że kilkadziesiąt. Jeżeli teraz istnieje w Polsce pewna ilość wytwórni, zakładów porcelany, które prosperują, produkują ceramikę z dobrym skutkiem, bez dodatku grama wollastonitu, to żeby ich przekonać do niego, potrzebny jest czas i odpowiednia promocja…
- A czy na obecne potrzeby mamy wystarczająco kredy, czy zapewniamy ją sobie z własnych złóż czy importujemy?
Wszystko zależy do jakich celów. Importujemy też piasek czy węgiel ale to są specjalne gatunki, specjalnej jakości. Natomiast można by się było zastanowić: jeżeli import kredy – to do którego rejonu kraju? Jeżeli, tak jak powiedziałem, kreda holoceńska jest na północy, a kreda trzeciorzędowa w środkowej Polsce, to niewykluczone, że na południu import w handlu granicznym może być krótszy i tańszy niż przywożenie, na przykład z Bełchatowa. Uruchomienie dużej eksploatacji ze złóż na północy ma znaczenie tylko lokalne, wobec tego nie będzie tam nigdy wielkiego zakładu eksploatacyjnego, przeróbczego – to się nie opłaca.
Eksploatacja tego typu kopalin to jest sprawa trudna, ale z punktu widzenia gospodarki państwa, finansów – może nawet niezauważalna. Piękne hasła, w Prawie geologicznym i górniczym, Prawie ochrony środowiska i innych ustawach, dotyczące gospodarki surowcami mineralnymi głoszą, że powinno się eksploatować złoża w sposób kompleksowy, minimalizować straty eksploatacyjne, wykorzystywać kopaliny towarzyszące. Natomiast realia, czyli świadoma polityka zachęcająca do tego po prostu nie istnieje. Inwestor dokumentujący złoże skupia się na wykonaniu badań kopaliny głównej, z której będzie miał później zysk. Tym bardziej, że otwarcie kopalni jest przedsięwzięciem wymagającym dużych nakładów finansowych, które zwracają się dopiero po długim czasie. Tymczasem by stwierdzić obecność kopaliny towarzyszącej najczęściej konieczne jest przeprowadzenie zupełnie innej procedury badawczej. Do zbadania jakości kopalin tak różnych, jak na przykład węgiel brunatny i kreda jeziorna, stosuje się zupełnie inne metody. Wymagałoby to dodatkowych nakładów finansowych. Kto ma za to płacić? Inwestor? A po co mu to, skoro zamierza eksploatować tylko węgiel? Wobec tego założenia zawarte w prawie, wskazujące, że da się przeprowadzić jedną metodą pełne rozpoznanie złoża i określić, nie tylko obecność, ale i zasoby kopaliny towarzyszącej, są fikcją. Nikt, kto zna się na geologii, na pracach poszukiwawczych, w to nie uwierzy.
Dziękuję za rozmowę.
Miejmy nadzieję, że problemy tego rodzaju zostaną rozwiązane i wkrótce odejdą w niepamięć. Z pewnością możliwości zastosowania cennych właściwości kredy jeziornej, surowca tak powszechnego w Polsce, zasługują na przemyślenie. Wszystkich zainteresowanych tematem oraz mających wiedzę teoretyczną i praktyczną o tej ciekawej kopalinie zapraszamy do kontaktu i dyskusji.
Rozmawiała Joanna Kiełczewska
12-02-2013
Bardzo ciekawy wywiad z moim młodszym kolegą ze studiów. Minęło 7 lat. Teraz mamy pandemię a gdy się skończy nasze dotychczasowe poglądy na temat wykorzystania surowców lokalnych ulegną zmianie, jednocześnie będzie silny nacisk lobby ekologicznego na pozostawienie przyrody nienaruszonej. Jednakże wykorzystanie kredy z Bełchatowa może w końcu zainteresuje rolników, bowiem większość lekkich, kwaśnych gleb w Polsce wymaga rekultywacji.